środa, 27 lipca 2011

Drzewo

Dzień jak każdy inny w naszym mieście. Ta sama pogoda i ci sami smutni ludzie. Jednak każdy dzień przynosi przecież coś niezwykłego i zaskakującego. Tym razem zaskoczyła mnie przyroda bujnie porastająca osiedlowe zakątki. Musiałem znaleźć pewien adres ale nie jest istotne dlaczego. Ważne jest z jakiego powodu nie da się go znaleźć i tylko czysty przypadek sprawił, że osiągnąłem cel...
Szukałem bloku nr 10 na ulicy Wyszyńskiego. Trwało to już prawie pół dnia. Nigdzie go nie ma, po prostu nigdzie, a szukałem wszędzie. Obrzydliwie zmęczony stoję w martwym punkcie przy bloku nr 1 drapiąc się po głowie.

Tutaj stałem drapiąc się po głowie oraz powtarzając
w myślach k**** mać około trzy razy.
Poczułem dziwny bulgot w brzuchu i pieczenie w pięty. Pieczenie było tak mocne, że z czasem przerodziło się w pulsujący ból. Nierówny chodnik poprzerastany korzeniami plus dyskomfort spowodowany półdobowym spacerem, zmusił mnie do zrobienia paru kroków w przód, po czym dotarłem wreszcie do celu.

Cel.
Do dziś zadaję sobie wiele pytań, które nie dają mi spokoju i tylko Atarax pozwala mi spać. Najbardziej zastanawia mnie, kto posadził tam to drzewo i kto mi kupi nowe buty, bo podejrzewam, że władze miasta wyprą się wszystkiego i nawet im brewka nie tyknie.
M

Drzewo w całej swojej okazałości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz